Dawno dawno temu, w Kruszwicy nad jeziorem Gopło w zamku żył książę Popiel wraz z żoną, niemiecką księżniczką. Oboje lubili zabawę, nie dbali zaś o swoich poddanych. Swoim stryjom, rycerzom wielkopolskim Popiel przysparzał przez to samych zmartwień. Ostrzegali go, że powinien zająć się swoimi włościami, ale ich nie słuchał. Czas spędzał z żoną na polowaniach, nie interesując się sprawami poddanych, ani stanem murów, chroniąc osadę przed najazdami barbarzyńskich plemion.
Zła księżna, zdenerwowana nagabywaniami stryjów Popiela doradziła mu, by wyprawić ucztę, zaprosić na nią wszystkich stryjów i wlać im dowina truciznę do wina. Tak zrobili - gdy stryjowie przybyli naucztę (gdy stryjowie przybyli na ucztę) i wznieśli toast (i wznieśli toast), po chwili padli nieżywi napodłogę (po czym po chwili padli martwi na podłogę). Nocą księżna kazała służbie wrzucić ciała do jeziora. Była pewna, że nikt się nie dowie, co się stało.
Po kilku dniach wokół zamku zaczęły gromadzić się myszy. Co godzinę było ich więcej: wdarły się do środka, a ich popiskiwaniewkrótce słychać było w każdej izbie zamku. Popiel wraz z żoną przeprawił się na wyspę na jeziorze i schronił w starej wieży.
Myszy popłynęły za nimi. Przegryzły dno łodzi, by nikt nie mógł już (by nikt nie mógł) nią uciec z wyspy. Wdrapały się na wieżę, rzuciły na Popielę i jego żonę, a następnie pożarły. Stara wieża do dziś stoi nad jeziorem Gopło - by nikt nie zapomniał o karze, jaka spotkała niegodziwe małżeństwo, nazwano ją Mysią Wieżą.